Od dłuższego czasu z niekłamanym podziwem obserwuję aktywność adw. Joanny Parafianowicz w sieci, ze szczególnym uwzględnieniem social mediów. Sama nie należę do osób, które chodzą ze smartfonem przyrośniętym do dłoni, na własne konto na Facebooku zaglądam raz na kilka dni – gdy akurat trafi mi się wieczorem wolna chwila, a z tym ciągle krucho.
Jako miłośniczka bardziej rozbudowanych form do Twittera jakoś nie mogę się przekonać. Zwyczajnie więc zazdroszczę pani mecenas odwagi i umiejętności czerpania z dobrodziejstw nowych technologii pełnymi garściami. Własny portal, własna strona, profile na Fb, TT i Instagramie (wszystko oczywiście opatrzone informacją, że autorka jest adwokatem zasiadającym w rozmaitych wysokich gremiach) i mnóstwo postów, wśród których dosłownie każdy znajdzie coś ciekawego dla siebie. Mamy wieści ze świata palestry i szeroko pojętego wymiaru sprawiedliwości. Mamy zdjęcia uroczych kociaków, jedzenia, butów i ewoluujących fryzur pani mecenas. Mamy wzmianki o dobrych kosmetykach (maseczkę wypróbowałam, rzeczywiście świetna) i liczne słitfocie w zmieniających się okolicznościach przyrody (liczę, że to selfie za kierownicą to faktycznie na czerwonym świetle robione).
Nie brak też szpileczek skierowanych w stronę dziennikarzy i mediów, które Joannie Parafianowicz w ten czy inny sposób podpadły. Żeby nie było: DGP też się regularnie dostaje. Bo np. napisaliśmy, że przyjęta przez Naczelną Radę Adwokacką tzw. uchwała kosztowa, ostatecznie zresztą przez samą NRA niedługo potem uchylona, wzbudziła w adwokaturze ferment. W oczach pani mecenas jesteśmy więc niczym tabloid z tekstami typu „Pobiłem Niemców, bo macali mi kozę” (swoją drogą, czy tylko mnie to skojarzenie wydaje się dziwne?).
Albo nieco obśmialiśmy, na łamach tego tygodnika zresztą, przekonanie prawniczki, że zwrot „Szanowny Kolego/Szanowna Koleżanko” jest zarezerwowany dla środowiska prawniczego.
W ostatnich dniach mec. Parafianowicz poszerzyła pole działania w internecie, stając do wyścigu na newsy z Pudelkiem i Pomponikiem. Efekty? Odpalenie na Pokoju Adwokackim nieprawdziwej informacji o śmierci piosenkarza Zbigniewa Wodeckiego i moje wielkie zdziwienie, że osoba tak oblatana w wirtualnym świecie popełniła taki szkolny błąd. Udzielę więc pani mecenas jednej cennej rady, choć wiem, że zdecydowanie lepiej czuje się w roli osoby pouczającej niż pouczanej. Jeszcze niedawno przecież łajała prezes sądu w Gdyni za zapraszanie do korzystania z nieodpłatnej pomocy prawnej studentów i twierdziła w wystosowanym oficjalnie do pani sędzi piśmie, że zgodnie z ustawą „udzielanie opinii prawnych leży w zakresie kompetencji adwokatów”.
Kusi mnie, by napisać, że może po prostu pani adwokat powinna się na tym udzielaniu opinii skupić, dziennikarstwo zostawiając dziennikarzom, ale to by była złośliwość. Powtórzę więc tylko to, co usłyszałam 20 lat temu, a więc w czasach przedinternetowych, od mojego pierwszego szefa: „Zanim cokolwiek opublikujesz, zweryfikuj to”.