Sprzedawca, który sam instaluje oprogramowanie na oferowanym sprzęcie, powinien sprawdzić, czy przypadkiem nie umożliwia w ten sposób klientom łamania prawa – stwierdził Trybunał Sprawiedliwości UE.
Publiczne udostępnianie w wyrokach TSUE / Dziennik Gazeta Prawna
Odtwarzacze multimedialne to niewielkie urządzenia, które po podłączeniu do sieci umożliwiają odtwarzanie na ekranie telewizora plików audio i wideo czy oglądanie transmisji na żywo (streaming). Wiele takich produktów sprzedawanych dziś w internecie ma już zainstalowane specjalnie przeznaczone do tego darmowe oprogramowanie Kodi. Ono samo działa na licencji typu open source i nie zawiera linków do materiałów naruszających prawo autorskie.
Problemem mogą być z kolei wtyczki instalowane przez producentów i sprzedawców odtwarzaczy. Wiele z nich zapewnia bowiem łatwy dostęp do nielegalnie działających serwisów Video on Demand czy portali wyświetlających transmisje sportowe live. Tak wyposażone urządzenia multimedialne sprzedał w sieci Jack Frederik Wullems. Swój produkt promował np. za pomocą takich haseł reklamowych: „Nigdy więcej nie płać za filmy, seriale i relacje z wydarzeń sportowych, bez reklam i oczekiwania. Netflix należy do przeszłości!”.
W reakcji na taką ofertę organizacja Stichting Brein zarządzająca prawami autorskimi importerów sprzętu multimedialnego i producentów filmów pozwała Wullemsa do sądu. Przede wszystkim zażądała orzeczenia zakazu sprzedaży sprzętu z linkami do serwisów bezprawnie udostępniających treści. Zdaniem organizacji oferowanie takich urządzeń stanowi publiczne udostępnianie bez zgody twórców w rozumieniu dyrektywy w sprawie harmonizacji niektórych aspektów praw autorskich i pokrewnych (2001/29/WE).
Sąd pierwszej instancji nie potrafił jednak sam rozstrzygnąć tego sporu, dlatego zwrócił się do Trybunału Sprawiedliwości UE. W szczególności zaś chciał wiedzieć, czy dla wydania wyroku w tej sprawie ma znaczenie, że właściciele odtwarzaczy multimedialnych mogą przecież sami zainstalować w nich wtyczki z linkami do portali nielegalnie rozpowszechniających filmy i transmisje sportowe, a nawet korzystać z nich bez specjalnego sprzętu, po prostu za pośrednictwem komputera.
Chodziło o zarobek
Trybunał w Luksemburgu, powołując się na własne orzecznictwo, przypomniał, że samo udostępnianie na stronie internetowej odnośników do serwisów zawierających treści chronione prawem autorskim jest równoznaczne z uzyskaniem do nich dostępu przez użytkowników, niezależnie od tego, czy w ogóle klikną w linki. Zdaniem TSUE sytuacja z odtwarzaczami multimedialnymi jest analogiczna. Oczywiście dostarczenie takiego urządzenia jeszcze nie przesądza o publicznym udostępnieniu utworów. Ważne jest natomiast to, że przedsiębiorca, który sprzedaje sprzęt z zainstalowanymi wtyczkami, jest w pełni świadomy, że umożliwiają one oglądanie filmów i transmisji na nielegalnych portalach streamingowych.
Co więcej, hasła reklamowe towarzyszące jego ofercie świadczą o tym, że robi to wyłącznie w celach zarobkowych. W konsekwencji nie ma znaczenia to, że jego klienci mogliby sami zainstalować wtyczki potrzebne do wyświetlania bezprawnie rozpowszechnianych filmów. Dodatkowo, żeby można było w ogóle mówić o publicznym udostępnianiu, liczba potencjalnych odbiorców musi być spora. W rozpatrywanej sprawie warunek ten także został spełniony, bo odtwarzacz kupiło wiele osób.
– Jeśli sprzedawca uczynił sobie stałe źródło dochodu z działalności gospodarczej ewidentnie nastawionej na naruszanie praw innych, to można nawet rozważać pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej. Oczywiście zupełnie inne sankcje byłyby w sytuacji, gdyby chodziło jedynie o czynność jednorazową – podkreśla mec. Marcin Serafin, partner w kancelarii Maruta Wachta, ekspert prawa własności intelektualnej. Sam jednak skłaniałby się do uznania, że handel urządzeniami multimedialnymi zapewniającymi dostęp do nielegalnie udostępnianych treści to raczej pomocnictwo w publicznym udostępnianiu.
Kontrola funkcjonalności
Trybunał zaznaczył jednocześnie, że sprzedawca, instalując w oferowanym sprzęcie wtyczki z linkami, powinien dokładnie zweryfikować, czy nie odsyłają one do bezprawnych serwisów. Jeśli tego nie zrobił, to należy uznać, że działał umyślnie. – Do nakładania na przedsiębiorców obowiązków dochowania staranności należy jednak podchodzić ostrożnie. Na przykład nie możemy przecież wymagać od dużych sprzedawców sprzętu elektronicznego, aby za każdym razem dokładnie sprawdzali wszystkie funkcjonalności oferowanych urządzeń i upewniali się, czy przypadkiem nie umożliwiają naruszenia czyichś praw. Byłoby to zdecydowanie zbyt daleko idące – zwraca uwagę mec. Serafin.
TSUE zaznaczył też, że samo wyświetlanie na odtwarzaczu multimedialnym filmów chronionych prawami autorskimi może godzić w interesy właścicieli tych praw, m.in. powodując zmniejszenie oczekiwanych przez nich zarobków.
ORZECZNICTWO
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 26 kwietnia 2017 r. w sprawie Stichting Brein przeciwko Jackowi Frederikowi Wullemsowi (C 527/15) www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia