Historia jest znana, ale za mało szczegółowo. Kto jeszcze pamięta, że starcy z biblijnej opowieści byli sędziami? I czy to ważne, że nimi byli?
Apokryficzna historia pięknej Zuzanny napastowanej przez lubieżnych starców miała przypominać, że zjawiskiem poniekąd naturalnym, choć niepożądanym, jest sytuacja, kiedy urząd związany ze społecznym zaufaniem i szczególnego rodzaju odpowiedzialnością obejmuje osoba niespełniająca odpowiednich kryteriów moralnych. Opisane w Księdze Daniela wydarzenie rozegrało się wśród diaspory żydowskiej przebywającej na wygnaniu w Babilonie. Choć wszystkich poddanych babilońskiego monarchy obowiązywało prawo państwowe, w relacjach pomiędzy sobą społeczność żydowska rządziła się własnymi, ściśle związanymi z wyznawaną religią regulacjami. W tych warunkach szczególnym autorytetem cieszyli się wśród Żydów sędziowie. Lud powierzał to stanowisko osobom starszym, statecznym i cieszącym się nieposzlakowaną opinią. Dzięki ich aktywności udawało się rozstrzygać spory oraz skutecznie prowadzić mediacje bez angażowania we własne sprawy znienawidzonego aparatu administracyjno-sądowego Babilonu.
Dwóch będących w podeszłym wieku sędziów zakochało się w pięknej mężatce Zuzannie, choć trudno nazwać miłością uczucie, które bez reszty nimi owładnęło. Było to raczej niedające się okiełznać pożądanie. W początkowej fazie rozhulane emocje znajdowały ujście w niebudzących podejrzeń zachowaniach właściwych raczej podkochującym się podlotkom niż statecznym sędziom. Obserwowali Zuzannę w tłumie, rozmyślali o niej, marzyli. Na tym się jednak nie skończyło. Obsesja popchnęła ich do podglądactwa. Ukryci w ogrodzie obserwowali Zuzannę podczas kąpieli w przydomowej sadzawce. Do tej pory działali niezależnie od siebie. W ogrodzie doszło jednak do pierwszego spotkania, podczas którego wyznali sobie prawdę. O dziwo, zamiast razem udać się do domu i zapomnieć o krępującym wydarzeniu, ewentualnie przegadać je i spróbować jakoś sobie pomóc, postanowili wykorzystać sytuację i zadziałać w zmowie.
Kiedy Zuzanna odesłała towarzyszące jej niewolnice, starcy uznali, że lepsza okazja spełnienia skrywanego głęboko pragnienia nie nadejdzie i wydostali się z zarośli. Następnie przedstawili swoje żądania: Zuzanna winna zgodzić się na seks z nimi (biblista dyskretnie przemilczał kwestię, jak sobie to wyobrażali), gdyż... mają na nią wielką ochotę. Zagrozili przy tym, że w przeciwnym razie oskarżą ją o popełnienie cudzołóstwa z nieznanym młodym człowiekiem. Zaskoczona kobieta zachowała się tak, jak wymagało tego prawo Mojżeszowe: w obliczu zagrożenia gwałtem zaczęła głośno krzyczeć.
Starcy dotrzymali słowa i doprowadzili do wszczęcia procesu. W innych sprawach niejednokrotnie pełnili funkcje sędziów. Tym razem jednak wystąpili (na co prawo żydowskie zezwalało) w charakterze oskarżycieli i świadków. Któryś z ich kolegów wcielił się w rolę przewodniczącego rozprawy, a ponieważ sprawa dotyczyła czynu zagrożonego karą główną, odpowiedzialność za wydanie wyroku wziął na siebie lud. Oskarżycieli i świadków w jednym było dwóch. Mogli oni podeprzeć się autorytetem, jakim opromieniała ich pełniona funkcja sędziego, więc nikt nie poważył się, by szczegółowo ich przesłuchać lub, co gorsza, zakwestionować ich zeznania. Zuzanna tymczasem była kobietą, była piękna, a w momencie, kiedy miało dojść do złamania prawa, znajdowała się w ogrodzie sama. Trudno się dziwić, że lud dał wiarę słowom starców. Los niesłusznie oskarżonej wydawał się przesądzony. Karą przewidzianą w prawie Mojżeszowym za cudzołóstwo było ukamienowanie.
Kiedy wyprowadzano kobietę z miasta, by poza jego murami odebrać jej życie, „wzbudził Pan ducha bożego w młodzieńcu imieniem Daniel”, któremu udało się uzyskać odroczenie egzekucji. Daniel domagał się również możliwości ponownego przesłuchania starców, na co również się zgodzono, dostrzegając w jego wystąpieniu formę boskiej interwencji.
Daniel zastosował modus operandi właściwy wszystkim policjom świata. Rozdzielił rzekomych świadków i każdego zapytał, pod jakim drzewem doszło do występnego spółkowania kobiety i nieznanego młodzieńca.
– Pod lentyszkiem – stanowczo stwierdził pierwszy z przesłuchiwanych.
– Pod dębem – oświadczył drugi.
Zgodnie z zasadą talionu karę, która miała spaść na niewinną kobietę, wymierzono zdegenerowanym starcom. To ich zamiast Zuzanny ukamienowano. Lud, będący świadkiem tego wszystkiego, wymierzył im sprawiedliwość. I słusznie.
Wśród żydowskiej diaspory w Babilonie sędziów było więcej niż tych dwóch opisanych w Księdze Daniela nikczemników. O wiele więcej, gdyż i liczba żydowskich wygnańców szła w tysiące. Dwaj starcy złamali prawo, nadużyli społecznego zaufania i spotkała ich za to sroga kara. Pozostali nadal pełnili swe obowiązki. Można zakładać, że pomni losu niedawnych kolegów wykazywali się nawet większą gorliwością niż dotychczas. Ciekawe, że biblista, choć nie pozostawił suchej nitki na lubieżnych staruchach, oszczędził środowisko, z którego się wywodzili. Nie napisał nic o układzie, patologii, spisku itd.
Nie napisał, gdyż zwracał się do wyrobionego i inteligentnego odbiorcy. Operowanie prymitywnymi kliszami odebrałoby przekazowi wiarygodność i powagę. Obciążenie wszystkich sędziów winą za nikczemności, których incydentalnie dopuściły się jednostki, nie miało najmniejszego sensu. Dziś również nie ma.