Ile warta jest „Dama z gronostajem”? Jest bezcenna. Tak samo jak notatki Chopina czy rękopis znaleziony w Saragossie. Ewentualnie zgodzę się z twierdzeniem, że dzieło jest warte tyle, ile ktoś jest gotów na wolnym rynku za nie zapłacić. O ile oczywiście w ogóle rozważana jest sprzedaż.
Wśród nas – co do zasady niestety ludzi płytkich, których podstawowym kontaktem z kulturą wysoką jest lektura instrukcji używania proszku do prania – znajdą się jednak tacy, którzy wszystko chcą wyceniać. Tylko zobaczy taki jeden obraz – i już ocenia, ile jest warty. Tylko wysłucha wybitnego polskiego skrzypka Krzysztofa Jakowicza – i już kombinuje, ile sam by wziął za występ (i ile skrzypce warte). To mordercy sztuki, których możliwie najprędzej należałoby skazać z art. 148 kodeksu karnego. Zabijają nas wszystkich, dławią naszą wrażliwość.
Z bólem serca muszę stwierdzić, że ostatnie dni przyniosły smutną nowinę: do grona morderców dołączyli funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej, która dopiero co z początkiem marca powstała. Czytam w internecie, że udaremnili oni „wyłudzenie bezpodstawnego zwrotu podatku VAT w niebagatelnej kwocie 160 mln zł! Dowody popełnienia oszustwa podatkowego zabezpieczyli w wyniku przeszukania lokali należących do stron transakcji kupna – sprzedaży 20 obrazów”. A to było tak, że właściciel sklepu mięsnego poszedł za odezwą Apollona i postanowił zająć się handlem dziełami sztuki. Kupił od młodego artysty 20 dzieł, każde po 108 mln zł. Łącznie więc wartość sprzedaży wykazana na fakturze wyniosła ponad 2 mld zł. Mecenas z mięsnego wystąpił o zwrot VAT. I tu właśnie dokonano morderstwa na sztuce.
Krajowa Administracja Skarbowa zabrała się za wycenianie dzieł. Biegły uważa, że obrazy nie są warte po 108 mln zł. Bo – jak czytam – są proste w przekazie. Nie widział pewnie „Damy z gronostajem”. Siedzi sobie babka, trzyma kawał szczura i patrzy przed siebie. Skomplikowany przekaz? Nieskomplikowany, przyznają państwo.
A ja powtórzę jeszcze raz: sztuka jest warta tyle, ile ktoś jest gotów za nią zapłacić. A nie tyle, na ile wycenia ją jakiś tam biegły. To, że artysta dzisiaj nieznany, nie znaczy przecież, że nieznany będzie zawsze. I kto wtedy przeprosi zawiniętego na dołek mecenasa sztuki?
Zresztą z tymi ekspertami od wyceniania obrazów zawsze był problem. Proszę sobie wyobrazić, że jak była ta cała afera z kupnem przez rząd „Damy z gronostajem” (i zastanawiano się, czy warto dać za nią pół miliarda złotych), to trafiłem na taką samą w Leroy Merlin. Tylko większą; prawie dwa razy. 129 zł. Wziąłem bez wahania. Pomyślałem – tak jak ten pan z mięsnego – że sprzedam z zyskiem. Zarabianie na sztuce to najszlachetniejsze zajęcie. I przyszedł do mnie facet z jednej z galerii, ogląda, ogląda. I wtem rzecze: – Państwo wybaczą, jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu.
Cham jeden. Tym sposobem niestety nadal najcenniejszym zbiorem w moich dziełach jest wiszący na przeciwległej ścianie obrazek łąki jakiegoś Ossaka.
Ale wracając, obawiam się, że ostatecznie posadzą i tego kupca obrazów, i samego malarza. Po to właśnie uchwalili dopiero co przepisy pozwalające skazywać za oszustwa na lewych fakturach. A jak ktoś się wcześniej dorobił, to mu zabiorą z tych regulacji o konfiskacie rozszerzonej. Wszystko by teraz rozszerzali. O to zresztą wielu wybitnych ekspertów się burzyło. Twierdzili, że nowe przepisy stwarzają zbyt duży luz decyzyjny, idą w kierunku klauzul generalnych, które w postępowaniu karnym należy ograniczać do minimum. I teraz tę nową politykę karania najdobitniej widzimy. Chcą posadzić ludzi za sztukę. Bo, drodzy państwo, wymyślić dobry przekręt – to też sztuka.