Ubiegłotygodniowa konferencja obecnie urzędującej pani prezes Trybunału Konstytucyjnego grubą kreską uwypukliła to, co nieraz tkwi w ludziach, a co tak szkodzi wizerunkowi sądownictwa.
Choć na szczęście tego typu jednostkowe przypadki coraz rzadziej dostrzegalne są w codziennej praktyce, to jednak ciągle doskwierają, mając negatywny wpływ na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.
Arogancja zza stołu sędziowskiego, protekcjonalne traktowanie uczestników procesu, niestosowne sformułowania, pouczanie mentorskim tonem z półuśmieszkiem lepiej wiedzącego, pomijanie i uchylanie pytań subiektywnie uznawanych za nieistotne, a w istocie trudnych i niechcianych przez wyposażonego w atrybuty władzy. Demonstracja postawy, że zajmowana pozycja daje możliwość wydania orzeczenia nie siłą rozumu, lecz siłą władzy. Rzadka, ale niezwykle szkodliwa. Każdy, kto z nią się zetknął, wie, jak bardzo podważa zaufanie do wymiaru sprawiedliwości. Rodzi poczucie bezsilności i upokorzenia. Zwłaszcza gdy jest poprzedzona lub zwieńczona całkowicie bezzasadnym orzeczeniem, odbierającym lub naruszającym zagwarantowane konstytucyjnie prawa ludzi.
Wybrzmiewa też bliski kwadratury koła problem orzekania sędziów, którzy wprawdzie nie popełnili przewinienia dyscyplinarnego, lecz po prostu nie posiadają wystarczających kompetencji, by przyzwoicie orzekać, i nie potrafią sprostać elementarnym wymogom wizytacyjnym. Ocena kompetencji sędziego z punktu widzenia zdolności do sprawiedliwego i słusznego orzekania – stanowiąca podstawę decyzji kadrowych, które nie naruszają niezawisłości sędziowskiej – to bowiem problem niezwykle trudny i delikatny, a w praktyce w zasadzie nierozwiązywalny. Wie o tym każdy prezes sądu.
Prof. dr hab. Piotr Kardas, adwokat / Dziennik Gazeta Prawna
Jeśli uzupełnimy powyższe awansem w oparciu o nietransparentną i wątpliwą konstytucyjnie decyzję polityczną, otrzymamy mieszankę niestrawną. Która w konkretnych przypadkach może post factum ujawnić brak wystarczających kompetencji, niejasne związki lub niedopuszczalne zajęcia w przeszłości. Co do zasady raz popełnionego błędu w jednostkowym wymiarze naprawić się nie da.
Wyobraźmy sobie politycznie wybranych sędziów. Na początek KRS. Zasiadających przed kamerami z półuśmieszkiem. Gdy rozprawiano się z trybunałem, politycy akcentowali, że do wymuszenia zmian personalnych dochodzi właśnie z uwagi na brak woli kompromisu. Dlaczego w stosunku do sądów miałoby być inaczej?
Tyle, że stowarzyszenie sędziów Iustitia powiedziało politykom „sprawdzam” i kompromis jest na wyciągnięcie ręki. Mamy nadzieję, że określenie tej propozycji jako „spóźnionej” przez ministra sprawiedliwości to pochopna i nie w pełni przemyślana wypowiedź, a nie zapowiedź dalszych błędów w sądownictwie. W tak ważnych sprawach bowiem nic nie jest spóźnione, aż do uchwalenia.
Prof. dr hab. Maciej Gutowski, adwokat / Dziennik Gazeta Prawna
Propozycja zmiany przepisów o Krajowej Radzie Sądownictwa, zwłaszcza sposobu powołania członków rady w sposób transparentny, uczciwy i reprezentatywny – odpowiada deklarowanym oczekiwaniom polityków. Jednocześnie szanuje odrębność i samodzielność trzeciej władzy, eliminując wymóg politycznej nominacji. Stwarza szanse na racjonalną zmianę. Jeśli postulaty Iustitii zostaną uwzględnione, być może rzeczywiście chodzi o naprawę sądownictwa. Gdy zostaną odrzucone bez analizy, stanie się jasne, że chodzi po prostu o polityczne podporządkowanie.
Dziś wiemy, że aspekt personalny był najważniejszy w postępowaniu zmierzającym do destrukcji Trybunału Konstytucyjnego. Bo reformy nie dokonano żadnej. Z konsekwencją godną lepszej sprawy odsunięto od orzekania kilku mądrych sędziów po to, by przekazać orzekanie osobom przez siebie namaszczonym. Jaki jest efekt? Każdy widzi. Zamiast trybunału mamy dekorację, niespecjalnie estetyczną, niespecjalnie kompetentną, za to powołaną przez „właściwą stronę”. Która nie potrafi lub nie chce dostrzec oczywistych naruszeń konstytucji i nie jest w stanie uzasadnić orzeczenia w przekonywający sposób. Warto traktować historię TK jako przestrogę przed analogicznymi działaniami w stosunku do sądownictwa. Trybunał rozstrzyga niezwykle ważne jakościowo sprawy, lecz ilościowo garstkę. Sądownictwo – ok. 15 milionów rocznie. Jeśli zatrzyma się trybunał, praworządność mają szansę obronić sądy. Jeśli staną sądy, obywatele zostaną bez ochrony. Powstała anarchia wyrzuci zaś odpowiedzialnych za to polityków poza scenę polityczną. Z etykietą bezmyślnych niszczycieli państwa, szkodliwych łamaczy praw obywatelskich.
Proponowane przez polityków zmiany ustawy o KRS, w tym polityczny wybór członków rady, godzą w zasadę niezależności władzy sądowniczej. Projekt Iustitii tego błędu nie zawiera – powszechne wybory przez sędziów są zgodne z konstrukcją samodzielności trzeciej władzy, a zarazem uczciwe i demokratyczne. Szanujące ciągłość i nienaruszalność gwarantowanej konstytucją kadencji. Obowiązkowe wysłuchanie publiczne nawiązuje do konstrukcji przewidzianych w najtrwalszych demokracjach (USA) i wyłącza wpisaną w polityczne namaszczenie obawę wyłonienia kandydata niegodnego – merytorycznie słabego, uwikłanego w podejrzenia o niejasną przeszłość lub arogancko odmawiającego wysłuchania. Bezczelnie okazującego, że funkcji sędziego nie traktuje jako służby wobec społeczeństwa, lecz jako należny mu osobiście prezent od polityków. Nie chcemy nawet myśleć, że jako pożyczkę, którą trzeba spłacić. Niestety polityczne koterie i towarzyskie powiązania – jak pokazuje historia ostatnich trzech lat – takie niebezpieczeństwa stwarzają. Projekt Iustitii nie dzieli KRS na dwa zgromadzenia mogące się wzajemnie blokować i zapewnia zróżnicowanie kandydatów w sposób eliminujący nadreprezentację sądów wyższych instancji. Daje ponadto możliwość zgłoszenia kandydatów przez wiele kompetentnych podmiotów, w tym bezpośrednio przez grupę dwóch tysięcy obywateli. To jest naprawdę dobry i wart rozważenia projekt. Znacznie lepszy od rządowego. A przecież można nad nim jeszcze popracować.
I nic tu nie jest spóźnione. Pośpiech jest dobry przy łapaniu pcheł, nie przy naprawianiu wymiaru sprawiedliwości.
Proponowane przez polityków zmiany ustawy o KRS, w tym polityczny wybór członków rady, godzą w zasadę niezależności władzy sądowniczej. Projekt Iustitii tego błędu nie zawiera