Klamka zapadła – kontrowersyjny pomysł zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa firmowany przez resort Zbigniewa Ziobry został wczoraj przyjęty przez rząd. Zakłada on m.in. to, że wszyscy członkowie rady będący sędziami stracą stanowiska w ciągu 30 dni od wejścia w życie noweli. Nowy skład rady wybiorą politycy, a nie – tak jak to było dotychczas – sami sędziowie.
Wczoraj również poznaliśmy pięcioosobowy skład, w jakim Trybunał Konstytucyjny rozpozna wniosek posłów PiS dotyczący I prezesa Sądu Najwyższego. Prezes TK Julia Przyłębska zadecydowała, że nad sprawą pochyli się aż czterech sędziów wybranych głosami polityków PiS. Jest to o tyle istotne, że inicjatywa posłów została odebrana jako próba wywarcia nacisku na obecną I prezes SN Małgorzatę Gersdorf, która krytykowała posunięcia rządu i występowała w obronie trójpodziału władz.
– Te działania pokazują, że tak naprawdę rządzącym chodzi jedynie o podporządkowanie sobie niezależnej do tej pory władzy sądowniczej. Nie od dziś przecież mówi się, że po rozmontowaniu rady przyjdzie czas na rozprawę z Sądem Najwyższym – zauważa Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
To, że resort przygotowuje projekt zmian w przepisach dotyczących Sądu Najwyższego, ale także sądów powszechnych, przyznał na wczorajszej konferencji Zbigniew Ziobro. Nie podał jednak żadnych szczegółów.
Środowisko sędziowskie nie zamierza biernie przyglądać się działaniom rządu. – 20 marca odbędzie się drugie w tym roku zebranie przedstawicieli sędziów sądów apelacyjnych i okręgowych. Tam zamierzamy dyskutować także nad tym, jakie kroki moglibyśmy podjąć – zapowiada Markiewicz.
Nie ukrywa, że te dotychczasowe, sprowadzające się do wydawania stanowisk czy negatywnych opinii do projektów, nie zdały się na wiele. – Obecna władza udowodniła, że nie jest zainteresowana prowadzeniem z nami dialogu – zauważa sędzia.
Inaczej kwestię tę widzi minister sprawiedliwości. Jego zdaniem środowisko samo nie było w stanie się zreformować, a na wszelkie słowa krytyki reagowało alergicznie. – Sędziowie chcieli, aby traktować ich jak przedstawicieli władzy, przedstawicieli szczególnej kasty. To świadczy o utracie kontaktu z rzeczywistością – mówił Ziobro.

– Należałoby więc zapytać w referendum, czy społeczeństwo chce, aby za stołem sędziowskim zasiadał nie sędzia, ale urzędnik zależny od lokalnych polityków lub tych z pierwszych stron gazet. Do tego bowiem doprowadzą zmiany proponowane przez resort. Sądy staną się sądami tylko z nazwy – ripostuje sędzia Markiewicz.

Ekspresowe tempo w Trybunale Konstytucyjnym

Nie ma formalnych przeszkód, by trybunał zajął się wnioskiem PiS dotyczącym trybu wyboru I prezesa Sądu Najwyższego, tak szybko, jak oczekują tego jego autorzy. Czyli niezwłocznie
Zaledwie pięć dni potrzebowała Julia Przyłębska, by wyznaczyć skład orzekający w sprawie ubiegłotygodniowego wniosku posłów PiS (chodzi o zbadanie przepisów regulujących sposób wyłaniania kandydatów na I prezesa Sądu Najwyższego). Termin samej rozprawy ustali zaś przewodniczący składu.
Pod kątem przepisów wszystko jest w jak najlepszym porządku. Obecna ustawa o organizacji i trybie postępowania przed TK (Dz.U. z 2016 poz. 2027) nie nakazuje bowiem, aby o kolejności działań podejmowanych w konkretnych sprawach decydowała kolejność ich wpływu do trybunału. Prezes TK może więc swobodnie decydować o tym, który wniosek, pytanie prawne czy skarga konstytucyjna mają charakter priorytetowy, a które mogą na rozpatrzenie spokojnie poczekać.
– W przeszłości prezes TK już wielokrotnie z takiej możliwości korzystał. Tego typu pośpiech jednak zazwyczaj był uzasadniony tym, że dana sprawa była niezwykle istotna dla państwa, czy też dla samego trybunału – zauważa prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista z Uniwersytetu SWPS. I przyznaje, że w przypadku wniosku złożonego w czwartek do TK przez posłów PiS takiego uzasadnienia nie dostrzega.
– Wyrok TK, nawet jeśli będzie zgodny z oczekiwaniami wnioskodawców, będzie mógł wywoływać jedynie skutki na przyszłość. On absolutnie nie będzie miał wpływu na ważność wyboru obecnej I prezes SN – komentuje konstytucjonalista.
Innymi słowy: trybunał wskaże w nim, jak kwestia wyboru kandydata na prezesa SN powinna być w sposób prawidłowy uregulowana w ustawie o SN. A to z kolei będzie sygnałem dla posłów, aby rozpocząć proces przeprowadzenia odpowiednich zmian w prawie, zgodnych z wytycznymi sądu konstytucyjnego.
Ekspresowe tempo procedowania wniosku PiS budzi wątpliwości także dlatego, że jeszcze nieco ponad rok temu politycy tej partii przekonywali, że prezes TK nie powinien mieć absolutnej swobody w decydowaniu o kolejności rozpatrywania spraw przez trybunał. W jednej z tzw. ustaw naprawczych kompetencje prezesa w tej mierze ograniczono, ale po odejściu Andrzeja Rzeplińskiego z TK posłowie rządzącej większości przestali się przy swoim pomyśle upierać i w uchwalonych przez nich pod koniec zeszłego roku ustawach dotyczących TK próżno juz takiego ograniczenia szukać.

TK tylko z nazwy

Jednak nie tylko tempo prac wywołuje w tej sprawie kontrowersje. Problemem jest również to, że w jej rozpatrywaniu mają wziąć udział także dwaj sędziowie określani jako dublerzy. Chodzi tutaj o Mariusza Muszyńskiego oraz Lecha Morawskiego.
– Te osoby nie są sędziami – uważa prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego. I dodaje, że w dzisiejszej sytuacji trudno jest mówić o dokonywaniu kontroli konstytucyjności przez TK.
– Mamy trybunał tylko z nazwy. To jest bowiem organ, który działa co prawda na podstawie ustawy, ale nie w oparciu o konstytucję – mówi.
Oprócz Mariusza Muszyńskiego oraz Lecha Morawskiego nad wnioskiem posłów PiS pochylić się mają również Julia Przyłębska, Zbigniew Jędrzejewski oraz – jako jedyny zaliczany do grupy tzw. starych sędziów – Leon Kieres.

Politycy wchodzą do gry

Zaniepokojenie w środowisku prawniczym wywołuje również przyjęty wczoraj przez Radę Ministrów projekt zmian w ustawie o Krajowej Radzie Sądownictwa. Zdaniem większości prawników doprowadzi on do całkowitego upolitycznienia tego organu. W ciągu miesiąca rada ma bowiem zostać wyczyszczona z jej obecnych członków będących sędziami. A nowych wybrać ma Sejm.
– To jest bardzo poważne zagrożenie dla niezależności sądownictwa. Niezależnie od tego, kto ma większość w Sejmie, organ polityczny nie powinien dokonywać wyboru sędziów do KRS. To jest sprzeczne z zasadą podziału władz i z tym szczególnym podkreśleniem w art. 173 konstytucji, że władza sądownicza jest odrębna. Tego nie ma w przypadku władzy wykonawczej w stosunku do Sejmu. To był więc zupełnie świadomy zabieg ustrojodawcy – komentuje prof. Zoll.
Podobnie uważa KRS, która w wydanej wczoraj opinii podkreśla, że charakter rozwiązań naruszających konstytucję zawartych w projekcie powoduje, że jego uchwalenie będzie równoznaczne ze zmianą ustroju państwa.
„Z tych względów należy stwierdzić, że zgłoszenie opiniowanego projektu w trybie przewidzianym dla ustaw »zwykłych« narusza również art. 235 Konstytucji, regulujący tryb zmian w ustawie zasadniczej” – czytamy w opinii. KRS podkreśla przy tym, że ani minister sprawiedliwości, ani Rada Ministrów nie są podmiotami, którym przysługuje prawo inicjatywy ustawodawczej w zakresie dokonywania zmian w ustawie zasadniczej.
Negatywnie na temat zaakceptowanych przez rząd rozwiązań wypowiedziało się również MEDEL, które jest organizacją europejskich sędziów i prokuratorów, a jego głównym celem jest obrona niezależności sądownictwa, demokracji i praw człowieka. Obecnie zrzesza ono 22 krajowe stowarzyszenia z 15 krajów europejskich.
Reformy bronił podczas wczorajszej konferencji sam Zbigniew Ziobro oraz wiceminister Marcin Warchoł, odpowiedzialny za projekt. Ten drugi przekonywał, że dzięki zmianom społeczeństwo odzyska kontrolę nad władzą sądowniczą, która do tej pory jako jedyna z władz pozostawała poza jakąkolwiek kontrolą.
– Sądy są dla obywateli. Są jedną z trzech władz, ale nie są władzą zwierzchnią. Ta bowiem należy do narodu. Dlatego proponujemy, aby wyboru członków do KRS dokonywali przedstawiciele społeczeństwa dysponujący mandatem demokratycznym. To powrót do pewnych zasad państwa prawa. Tego od nas oczekuje społeczeństwo – mówił Warchoł.
– To nie jest tak, że trzecia władza jest poza kontrolą. Ona jest pod kontrolą prawa. Mamy również kontrolę instancyjną, która powoduje, że błędy popełniane przez sędziów są korygowane przez wyższe instancje. Inaczej się tego skonstruować nie da – uważa Andrzej Zoll.