Minister pod hasłem „usprawniania wymiaru sprawiedliwości” przedstawił wizję reformy sądownictwa. Zdaniem samych zainteresowanych jego prawdziwym celem jest rozprawienie się z ich niezależnością. Do najbardziej kontrowersyjnych pomysłów zalicza się upolitycznienie Krajowej Rady Sądownictwa oraz podporządkowanie władzy wykonawczej sądownictwa dyscyplinarnego.

Usprawnimy wymiar sprawiedliwości – zapowiada minister Zbigniew Ziobro. To, co proponuje resort, to nic innego jak likwidacja niezawisłego sądownictwa – ripostują środowisko i eksperci.

Wpływ posłów na wybór sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, wprowadzenie czynnika politycznego do postępowania dyscyplinarnego, zwiększenie uprawnień ministra sprawiedliwości przy powoływaniu i odwoływaniu prezesów sądów – to tylko niektóre ze zmian, jakie planuje przeprowadzić resort sprawiedliwości. Dzięki nim sądownictwo ma być bardziej efektywne.

– Wszyscy przecież życzymy sobie tego, żeby sądy działały sprawnie, a wydając sprawiedliwe wyroki, budziły zaufanie Polaków – mówił Zbigniew Ziobro podczas piątkowej konferencji. Odbyła się ona po przeglądzie resortu sprawiedliwości dokonanym przez prezesa Rady Ministrów.

– Polacy narzekają na pracę sądów, a muszą zaufać polskim sądom. Muszą wiedzieć, że idą do sądów po sprawiedliwość. I muszą też wiedzieć, że zawsze, kiedy potrzebują ochrony, państwo stoi po ich stronie. To główny punkt, z którego wychodzi proponowana przez nas reforma – zaznaczała Beata Szydło.

Tymczasem środowisko sędziowskie uważa, że przedstawione propozycje do takich efektów nie doprowadzą.

– To nie są zmiany dla obywateli, to są zmiany przeciwko sądom i sędziom – komentuje Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. I ripostuje, że to nie państwo ma stać po stronie obywateli, lecz prawo.

– Do tego jednak potrzeba niezależnych sądów – kwituje sędzia Markiewicz.

– Niektóre propozycje, jak np. wprowadzenie sędziego pokoju, należy ocenić pozytywnie. Jednak w moim odczuciu mają one jedynie przykryć prawdziwy cel reformy, którym jest zniszczenie sędziowskiej samorządności. A bez niej upolitycznienie sądów będzie już tylko kwestią czasu – zaznacza Waldemar Żurek, rzecznik prasowy KRS.

Ograniczenie kognicji

Zmianą, która chyba jako jedyna nie wywołuje żadnych kontrowersji, jest wprowadzenie sędziów pokoju do rozstrzygania spraw drobnych w lokalnych społecznościach. Zresztą trudno, żeby było inaczej, skoro jest to postulat od lat podnoszony przez samo środowisko.

– Efektem tego byłoby zmniejszenie kognicji sądów, a więc bardzo znaczące odciążenie sędziów od pracy. Dzięki temu mogliby oni skupić się na sądzeniu poważnych spraw – przyznaje Waldemar Żurek.

– Szkoda tylko, że minister od razu zaznaczył, iż tego nie da się zrobić bez uprzedniej zmiany konstytucji. A ja pytam: dlaczego? Przecież ustawa zasadnicza mówi tylko o tym, że mamy mieć sądy I i II instancji. Co więc stoi na przeszkodzie, żeby tą pierwszą instancją były właśnie sądy pokoju – pyta Marek Celej, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie.

Upolitycznione dyscyplinarki

Pozostałe propozycje wzbudzają w środowisku sędziowskim już tylko obawy. Zwłaszcza te dotyczące postępowania dyscyplinarnego oraz procedury nominacyjnej.

– Procesy te zostaną całkowicie podporządkowane politykom. Władza polityczna będzie decydować nie tylko o tym, kto ma sędzią zostać, ale także o tym, kto powinien przestać pełnić tę funkcję – ocenia Krystian Markiewicz.

Minister zaproponował m.in. utworzenie autonomicznej Izby Dyscyplinarnej w Sądzie Najwyższym. Jej zadaniem byłoby rozpatrywanie spraw dyscyplinarnych m.in. sędziów, prokuratorów i adwokatów. Na jej czele miałaby stać osoba powoływana przez prezydenta na wniosek zgromadzenia sędziów tej izby, a nie wskazywana przez I prezesa SN, tak jak ma to miejsce w przypadku pozostałych izb.

– Nie wiemy póki co, kto miałby orzekać w takiej izbie. Minister podczas konferencji mówił jedynie o prawnikach i konsekwentnie unikał słowa „sędziowie”. Może więc jest to powrót do koncepcji izby ludowej, o której rządząca partia mówiła podczas kampanii wyborczej – przypuszcza sędzia Markiewicz.

Zmian ma być więcej – w rolę oskarżycieli w postępowaniu dyscyplinarnym mają się wcielać prokuratorzy (obecnie funkcje te pełnią sędziowie), a rzeczników dyscyplinarnych – w określonych przypadkach – miałby wyznaczać sam minister sprawiedliwości.

Dlatego też Waldemar Żurek nie ma wątpliwości – to ma być straszak na sędziów.

– Uzasadniając potrzebę tych zmian, wskazuje się, że w ciągu czterech lat sądy dyscyplinarne usunęły 11 sędziów. Zdaniem MS to zdecydowanie za mało. A ja się pytam, czy w jakimś innym zawodzie mającym własne postępowanie dyscyplinarne częściej dochodzi do usunięcia z zawodu? Nie sądzę – podkreśla Żurek.

Podobnie uważa Marek Celej.

– Po co zmieniać coś, co działa dobrze? Zawsze można oczywiście myśleć o wprowadzeniu ulepszeń, ale nie może to prowadzić do wywrócenia całego systemu – komentuje sędzia.

Mniej samorządności

Krytykowane są również zmiany dotyczące procesu nominacyjnego. Ich skutkiem będzie bowiem ograniczenie roli KRS. Rada będzie np. przedstawiać prezydentowi nie jednego, lecz dwóch kandydatów na sędziów. Jak twierdzi MS, dzięki temu proces nominacyjny będzie bardziej transparentny. Propozycja budzi jednak wątpliwości.

– To jest de facto stworzenie głowie państwa możliwości wyboru w sytuacji, kiedy to konstytucja wyraźnie mówi o powoływaniu sędziów przez prezydenta, a nie o ich wyborze spośród wielu kandydatów – uważa Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego i Międzynarodowego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.

Środowisko sędziowskie z nieufnością podchodzi również do zapowiedzianego zwiększenia uprawnień ministra sprawiedliwości w powoływaniu i odwoływaniu prezesów sądów.

– Nie wiemy co prawda, na czym miałoby to dokładnie polegać, ale można się domyślać, że chodzi o to, aby minister miał po prostu możliwość podejmowania niczym nieskrępowanej decyzji o tym, kto ma pełnić taką funkcję, a kto już dłużej nie powinien – snuje przypuszczenia Markiewicz.

Skutki takich zmian mogą być bardzo dotkliwe.

– Prezesami sądów nie będą już chcieli zostawać sędziowie o mocnym poczuciu niezależności, ale jednostki słabe, mające za to polityczne umocowanie – uważa Waldemar Żurek. I o to właśnie, jego zdaniem, chodzi rządzącym.

Zmiany w KRS

Osłabieniu niezależności sądów i niezawisłości sędziów mają również służyć – zdaniem środowiska – zmiany dotyczące Krajowej Rady Sądownictwa. Miałyby one polegać na utworzeniu dwóch nowych organów KRS: Pierwszego i Drugiego Zgromadzenia Rady. Pierwsze miałoby się składać z I prezesa Sądu Najwyższego, ministra sprawiedliwości, prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, osoby powołanej przez prezydenta, czterech posłów i dwóch senatorów, a także sędziów piastujących „szczególne funkcje w systemie władzy sądowniczej i cieszących się z tego względu wyjątkowym autorytetem”. W skład drugiego ma wejść 15 sędziów wszystkich szczebli, zgłaszanych przez kluby poselskie i marszałka Sejmu, a rekomendowanych przez stowarzyszenia sędziowskie.

– W efekcie rada zostanie upolityczniona. A przecież KRS decyduje o awansach oraz wnioskuje o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Zmiany mogą więc mieć i taki skutek, że niektórzy sędziowie, sądząc w kontrowersyjnych, politycznych sprawach, będą się oglądać na to, co myślą rządzący – zwraca uwagę Waldemar Żurek.

Z kolei Marek Celej zauważa, że do kompetencji rady należy także opiniowanie oraz kwestionowanie przed TK ustaw podejmowanych przez parlament.

– Dlatego tak ważne jest to, aby w KRS większość stanowili jednak sędziowie, a władza ustawodawcza nie miała decydującego wpływu na dobór członków rady – mówi sędzia.

Podobnie uważa Krystian Markiewicz. Jego zdaniem rozwiązania nie da się pogodzić z konstytucyjną zasadą równowagi władz.

– W tym pierwszym zgromadzeniu większość będą mieli politycy. Gdyby więc było tak, że uchwały rady będą ważne wyłącznie w przypadku przyjęciu ich przez oba zgromadzenia, rządzący de facto mogliby storpedować każde działanie podjęte przez zgromadzenie składające się z samych sędziów – podkreśla prezes „Iustitii”.

Reforma kodeksu karnego

Oprócz zmian dotyczących sądownictwa Zbigniew Ziobro potwierdził, że w ministerstwie nadal trwają prace nad zmianą kodeksu karnego zmierzającą do uelastycznienia kar. Oznacza to rezygnację z osobnej kary 25 lat pozbawienia wolności i podwyższenie maksymalnego wymiaru do 30 lat. Jednocześnie dolna granica ma zostać obniżona do 7 dni więzienia.

– W wielu państwach zachodnich istnieje bardzo niska kara pozbawienia wolności w wymiarze 14, 7 czy nawet 5 dni – mówi dr hab. Marcin Kulik z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie. Przypomina jednocześnie, że na tle innych krajów europejskich orzekane w Polsce kary są dość wysokie. Podobna sytuacja jest jeszcze na Litwie, Łotwie i w Estonii.

– Powodem tego są niskie wynagrodzenia we wszystkich tych państwach. O ile na Zachodzie stosuje się grzywny, to u nas głównie wsadza się do więzienia. Biorąc jednak pod uwagę fatalną ściągalność grzywien, nie może być jednak inaczej – tłumaczy karnista.

Ministerstwo liczy też, że dzięki krótkoterminowym karom osoby, które trafiają do zakładów karnych, nie ulegną – pod wpływem współwięźniów – jeszcze większej demoralizacji. I dzięki temu nie wrócą na ścieżkę przestępstwa.

– Zapowiedzi MS nie wywołują u mnie dużego entuzjazmu, ale daleki jestem od stwierdzenia, że te regulacje będą nieskuteczne. Co jednak bardzo ważne, to widać w nich refleksję nad tymi problemami, które były w ostatnich latach przedmiotem dyskusji zarówno w nauce, jak i wśród praktyków – podkreśla prof. Kulik.

Resort planuje też wprowadzenie kwalifikowanego typu przestępstwa zabójstwa dokonanego „w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej” oraz ostrzejsze kary za gwałt, jeśli w jego następstwie doszło do ciężkiego uszczerbku na zdrowiu bądź śmierci ofiary.