Ministerstwo Sprawiedliwości rozważa uruchomienie domów przejściowych dla byłych więźniów. Zdaniem ekspertów takie rozwiązanie pozwoli ograniczyć recydywę.



Plany resortu zdradził wiceminister Marcin Warchoł w odpowiedzi na jedną z poselskich interpelacji. Przyznał, że MS prowadzi prace koncepcyjne nad zmianą systemu readaptacji społecznej byłych więźniów tak, by m.in. każdy z nich otrzymywał ewentualną pomoc dostosowaną do konkretnych potrzeb. Nie jest tajemnicą, że część osób opuszczających więzienia nie ma dokąd pójść. Dlatego resort rozważa uruchomienie dla nich specjalnych hosteli, w których mogliby realizować indywidualne plany readaptacyjne, sporządzone jeszcze w trakcie pobytu w zakładach karnych.

Jak wskazuje mjr Bartłomiej Turbiarz z Centralnego Zarządu Służby Więziennej, dziś również istnieje możliwość ułożenia tzw. planu wolnościowego dla skazanego, ale warunkiem jest jego zgoda na objęcie go poza murami nadzorem kuratora. – Jeśli osadzony zgłasza wychowawcy lub gdy sami zdiagnozujemy, że nie ma gdzie zamieszkać, podajemy mu adresy instytucji, do których może napisać pismo, pomagamy w załatwieniu ewentualnych formalności itp. A nawet jeżeli ktoś zwalniany z zakładu karnego deklaruje jakieś miejsce pobytu, i tak informujemy go o najbliższych noclegowniach i instytucjach pomagających osobom wychodzącym z więzień – mówi mjr Turbiarz.

Wykorzystać dobre wzorce

Jak podkreśla płk Krzysztof Olkowicz, zastępca rzecznika praw obywatelskich i były dyrektor zakładu karnego, czasem lepiej dla samego skazanego, by po wyjściu z więzienia nie wracał do dawnego miejsca zamieszkania. – Niestety często powrót do tego samego środowiska prędzej czy później kończy się ponownym łamaniem prawa – mówi płk Olkowicz, któremu koncepcja MS bardzo się podoba. – Trzeba korzystać z dobrych doświadczeń już istniejących placówek. Taki hostel dla byłych więźniów prowadzi np. stowarzyszenie „Mateusz” z Torunia. Przez ostatnie lata przewinęło się przez niego 107 byłych więźniów i żaden z nich nie powrócił na drogę przestępczą. Stworzenie sieci takich placówek byłoby fantastyczną sprawą – zaznacza płk Olkowicz.

Dziś takie placówki przeznaczone tylko dla byłych więźniów można policzyć na palcach jednej ręki. W Danii czy Holandii z powodzeniem funkcjonują one od lat. Ekspertów cieszą też zapowiedzi większej indywidualizacji polityki postpenitencjarnej. – Do nas trafiają zarówno osoby, które są w stanie stanąć na nogi po dwóch-trzech miesiącach – i one stanowią ok. 25 proc. – jak i takie z poważnymi zaburzeniami, niepotrafiące się odnaleźć w realnym świecie. I dla tych drugich powinny powstawać hostele, w których potrzebujący mogliby przebywać dłużej – twierdzi Jarosław Gawin ze stowarzyszenia Patronat, od 14 lat kierujący hostelem dla byłych więźniów w Krakowie.

Działalność stowarzyszenia jest finansowana z państwowego Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Stosowane rozporządzenie przewiduje, że środki pochodzące z funduszu mogą być wykorzystywane na udzielenie schronienia danej osobie przez trzy miesiące, a tylko w szczególnych przypadkach przez pół roku. Nie ma też mowy o finansowaniu innych potrzeb niż suchy kąt do spania. – Tymczasem większości byłych więźniów trzeba zapewnić nie tylko dach nad głową, ale też opiekę lekarza, psychologa, psychiatry czy terapeuty. Tak to się robi na Zachodzie – dodaje Jarosław Gawin.

Przełamać opór mieszkańców

Na tym etapie MS nie zdradza żadnych szczegółów planowanej reformy systemu readaptacji społecznej skazanych. – Choć kierunek myślenia jest dobry, to bez projektu trudno stwierdzić, czy rzeczywiście inicjatywa przyniesie pozytywne efekty – podkreśla prof. Stefan Lelental z Uniwersytetu Łódzkiego. I dodaje, że tworzenie hosteli dla byłych skazanych może napotkać silny opór lokalnych społeczności.

Z tego powodu np. krakowski hostel został przeniesiony do centrum miasta, gdzie anonimowość jest większa. Ale już np. Fundacja „Sławek”, która także udziela pomocy byłym więźniom, funkcjonuje w małej miejscowości niedaleko Warszawy. – Początkowo również spotykaliśmy się z niechęcią, ale działając otwarcie, organizując dużo imprez także dla okolicznych mieszkańców, udało nam się to nastawienie zmienić – mówi Marek Łagodziński, prezes Fundacji „Sławek”.