Zmiany zaproponowane przez rząd w ustawie o komornikach sądowych rozczarowują. Ich efekt będzie taki, że państwo nadal nie będzie w stanie egzekwować swoich orzeczeń. Pozostanie więc państwem teoretycznym.
Projekt ustawy o komornikach zawiera wiele rozwiązań kontrowersyjnych. Dyskusyjne jest np. ograniczenie uprawnień asesorów komorniczych z powodu jednej budzącej wątpliwości sprawy sprzed dwóch lat. Chodzi oczywiście o feralne zajęcie ciągnika rolnikowi z Mławy. Projekt Ministerstwa Sprawiedliwości rozczarowuje nie tylko dlatego, że zawiera nie do końca przemyślane regulacje. On wywołuje sprzeciw także dlatego, że pewnych rozwiązań w nim po prostu zabrakło. A te, które są w nim ujęte i które odpowiadają potrzebom wykonywania wymierzonej przez sądy sprawiedliwości, są niewystarczające.
Na pewno dobrym pomysłem jest rezygnacja z zawartego w art. 8792 kodeksu postępowania cywilnego obligatoryjnego odebrania dłużnikowi dozoru nad zajętą ruchomością. Zasada ta ma obecnie zastosowanie, gdy wierzyciel złoży wniosek o sprzedaż w drodze licytacji elektronicznej. Zgodnie z proponowanym nowym brzmieniem tego przepisu komornik będzie mógł podjąć inną decyzję w tym zakresie, o ile dłużnik będzie dawał rękojmię należytego sprawowania dozoru. Ta zmiana to krok we właściwym kierunku. O problemach, jakie stwarza obowiązujące obecnie obligatoryjne odebranie dłużnikowi dozoru nad zajętą ruchomością w razie złożenia wniosku o elektroniczną licytację, już pisałem („Na e-licytacji komornik zmieni się w wykonawcę woli wierzyciela”, Prawnik z 21 czerwca 2016 r.). Przypomnę tylko, że takie rozwiązanie potencjalnie umożliwia wierzycielowi stosowanie e-licytacji jako szykany. W przypadku odebrania dozoru dłużnik bowiem nie tylko nie mógłby korzystać ze swej rzeczy do czasu licytacji, ale też obciążałyby go koszty dozoru sprawowanego przez osobę trzecią.
Niestety, zaproponowane rozwiązanie nie jest do końca szczęśliwe. A to dlatego, że projektodawca nie rozstrzyga, jak ma się zachować komornik, gdy w stosunku do tej samej ruchomości dłużnika część wierzycieli złoży wnioski o licytację elektroniczną, a część się jej sprzeciwi. I będzie się domagać licytacji tradycyjnej.
Na pewno dobrym rozwiązaniem jest propozycja określenia w ustawie, które niezbędne dla dłużnika i osób z nim mieszkających przedmioty urządzenia domowego nie podlegają egzekucji. Dzięki temu ucięte zostaną spory na temat tego, czy komornik może zająć lodówkę albo pralkę. Jednocześnie proponuje się, aby tego typu ruchomości podlegały zajęciu, gdy ich wartość będzie przekraczać w sposób znaczny przeciętną wartość nowych przedmiotów danego rodzaju. To dobre rozwiązanie, które umożliwi egzekucję z luksusowych wersji rzeczy codziennego użytku. Zastanawiające jest jednak, że autorzy projektu w ogóle zamierzają ograniczyć egzekucję z ruchomości. Większość posłów partii rządzącej nie ukrywa bowiem, że oczekuje zintensyfikowania egzekucji z ruchomości właśnie. Oto pani poseł Barbara Bartuś (PiS), przedstawiając projekt ograniczenia egzekucji ze świadczeń emerytalno-rentowych, przyjęty zresztą przez Sejm, wskazała, że takie ograniczenie zwiększy zainteresowanie komorników ruchomościami dłużników. Wygląda więc na to, że autorzy omawianego projektu skutecznie torpedują oczekiwania posłów. Trudno bowiem przypuszczać, że w mieszkaniach polskich emerytów, i to tych otrzymujących najniższą emeryturę, a ich właśnie dotyczyła wypowiedź pani poseł, znaleźć można ruchomości inne niż te, które projekt wyłącza spod egzekucji. Mało tego, według sygnałów dochodzących z Ministerstwa Sprawiedliwości komornik, który zamiast egzekwować z ruchomości nakłoni dłużnika do wpłat, będzie ukarany utratą połowy wynagrodzenia. W tym kontekście proponowane rozwiązanie wydaje się być przejawem zjawiska, które w swoim czasie pozwoliłem sobie określić mianem woluntaryzmu egzekucyjnego (Prawnik z 13 września 2016 r.).
Wątpliwości budzi też treść proponowanego art. 855 par. 1 k.p.c. Rozwiązanie, zgodnie z którym komornik nie może sprawować nadzoru nad zajętymi ruchomościami, w sytuacji gdy nadzór nad nimi odebrał dłużnikowi, jest co najmniej kontrowersyjne. I to z dwóch powodów. Po pierwsze o tym, czy konieczne jest odebranie dłużnikowi dozoru, decyduje często sytuacja, jaką zastaje komornik przeprowadzający czynności w miejscu, gdzie ruchomości dłużnika się znajdują. Zazwyczaj jest to miejsce jego zamieszkania lub prowadzenia działalności gospodarczej. Wówczas, gdy są ku temu przesłanki, ruchomości powinny być odebrane natychmiast. Tymczasem jeśli komornik nie będzie mógł być dozorcą, powstaje problem, skąd takiego dozorcę, niezwiązanego z dłużnikiem, znaleźć na miejscu czynności. Komornik nie ma możliwości przymuszenia osoby trzeciej do przyjęcia takich obowiązków. Proponowane rozwiązanie skutkować może zatem powstaniem wyspecjalizowanych przedsiębiorstw oferujących przyjazd na miejsce czynności i przyjęcie dozoru na telefon, co raczej nie będzie tanie. Pytanie tylko, czy o takie rozwiązanie rzeczywiście chodzi ustawodawcy i w czym jest ono lepsze od praktycznie bezkosztowego przechowywania ruchomości w kancelarii komornika. I tu dochodzimy do drugiej kwestii. W przypadku gdy zajęta ruchomość znajduje się pod dozorem komornika i przechowywana jest w kancelarii, często nie powstają z tytułu dozoru koszty. Wprowadzana zmiana spowoduje zaś, że koszty takie powstaną w każdym przypadku, gdy niezbędne będzie odebranie dłużnikowi dozoru ruchomości. W skrajnych przypadkach może to spowodować, że wierzyciel nie uzyska żadnego zaspokojenia, a całość uzyskanej ze sprzedaży kwoty pochłoną koszty dozoru. Co prawda w proponowanym art. 855 par. 1 zd. 2 k.p.c. poczyniono zastrzeżenie, że komornik nie może odebrać dłużnikowi dozoru, jeśli koszty przeniesienia lub przechowywania byłyby niewspółmiernie wysokie w stosunku do wartości rzeczy. Jest ono jednak obarczone istotną wadą. Otóż koszty przechowywania zależą w znacznej mierze od czasu jego trwania, a tego komornik nie jest w stanie oszacować w momencie zajęcia. Dłużnik oraz osoby trzecie aktywnie korzystające z przysługujących uprawnień do skargi i różnego rodzaju powództw, nawet w sytuacji gdy są one oczywiście bezzasadne, mogą bowiem znacznie opóźnić moment licytacji i wydłużyć okres przechowywania zajętych przedmiotów. Tym samym doprowadzą do zwiększenia kosztów związanych z dozorem.
Odrębną kwestią jest zawarta w proponowanym art. 845 par. 1 k.p.c. regulacja, zgodnie z którą komornik może zająć jedynie rzeczy stanowiące własność dłużnika. Rozstrzygnięcie o własności jest rozstrzygnięciem merytorycznym i zdecydowanie wykracza poza kompetencje komornika. O tym decydować może jedynie sąd. Dokonywane na podstawie tego przepisu rozstrzygnięcie nie zmieni więc nic, gdyż w dalszym ciągu komornik nie będzie miał możliwości zbadania i w wiążący sposób stwierdzenia własności. Jedyne, co będzie mógł zrobić, to ustalić władanie. W tym miejscu warto zatrzymać się także nad proponowanym art. 845 par. 2b k.p.c. Zgodnie z nim komornik umarza postępowanie w niezbędnym zakresie, jeżeli przedstawiono niebudzący wątpliwości dowód na piśmie, że zajęte ruchomości nie stanowią własności dłużnika. Problem polega na tym, że trudno podać przykład takiego dokumentu. Faktura świadczy jedynie o tym, że jakaś osoba rzecz zakupiła. Nie świadczy natomiast o tym, że później rzeczy tej nie odsprzedała lub nie podarowała dłużnikowi. Mało tego, nawet dowód rejestracyjny nie przesądza w sposób niebudzący wątpliwości, że dłużnik nie jest właścicielem danego pojazdu. Liczne są bowiem przypadki, że nowy właściciel nie rejestruje pojazdu po jego nabyciu.
Wątpliwości budzą także przepisy, które zostaną przeniesione z obecnie obowiązującej ustawy o komornikach sądowych. Jako przykład można podać rozwiązanie utrzymujące absurdalną konstrukcję półrocznej zaległości. O jej funkcjonowaniu w obecnym stanie prawnym pisałem już na łamach Prawnika („Woluntaryzm egzekucyjny”, Prawnik z 13 września 2016 r.). Przypomnę tylko, że sprawy, których komornik nie zakończył w ciągu półrocznego okresu sprawozdawczego, zalicza się do niezałatwionych. I to nawet wówczas, gdy były w nich dokonywane regularne potrącenia i w rozsądnej perspektywie czasu są widoki na wyegzekwowanie całości zadłużenia.
Kolejnym powtórzeniem nietrafionych rozwiązań po ustawie obecnie obowiązującej jest utrzymanie limitu wszystkich spraw, a nie jedynie tych skutecznie wszczętych spraw egzekucyjnych. Jest to błędne z dwóch powodów. Po pierwsze w takim ujęciu do wszystkich spraw należałoby zaliczyć również te nieegzekucyjne, np. o sporządzenie spisu inwentarza, o sporządzenie protokołu stanu faktycznego, a nawet doręczenie przez komornika korespondencji. To nonsens. Trudno przecież twierdzić, że doręczenie przez komornika listu jest skomplikowaną sprawą i że konieczne jest wprowadzanie w tym zakresie tego rodzaju ograniczeń. Trudno także uznać, że absorbuje czas i uwagę komornika sprawa, w której wniosek został odrzucony bądź zwrócony stronie.
Ważniejsze jest jednak drugie zagadnienie. Posługiwanie się kategorią liczby spraw przekłamuje rzeczywistość. Otóż nie jest wcale rzadkością sytuacja, gdy przeciw jednemu dłużnikowi prowadzonych jest kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, a nawet kilkaset postępowań egzekucyjnych z wniosku różnych wierzycieli i na podstawie różnych tytułów wykonawczych. Tym samym liczba prowadzonych postępowań nie musi wcale ukazywać rzeczywistego obciążenia komornika pracą. Tak zresztą wskazał celnie Sąd Najwyższy uchwałą z 13 maja 2015 r., sygn. III CZP 14/15. Niestety, projektodawca zamiast posłużyć się kategorią liczby dłużników, przeciw którym wszczęto postępowanie egzekucyjne w danym roku, pozostał przy niefortunnej konstrukcji liczby wpływających spraw.
Kompletnym nieporozumieniem jest znajdujące się w art. 3 ust. 3 pkt 3 projektu ograniczenie sporządzania protokołu stanu faktycznego przez komornika jedynie do działania na zarządzenie sądu lub prokuratora. Jest to tym bardziej zaskakujące, gdy się weźmie pod uwagę, jaką funkcję pełni protokół stanu faktycznego. Otóż jest on urzędowym stwierdzeniem stanu faktycznego i jako taki może być używany w roli dowodu w sądzie. W warunkach procesu kontradyktoryjnego, gdzie strony same przedstawiają dowody, uniemożliwienie im posługiwania się protokołem stanu faktycznego jest całkowicie niezrozumiałe. W modelowym przypadku protokół stanu faktycznego powinien być sporządzony na wniosek strony zamierzającej złożyć powództwo w sądzie. Zamiast tego, bez jakiegokolwiek uzasadnienia, ograniczono możliwość sporządzania protokołu stanu faktycznego tylko do wniosku sądu lub prokuratora. Patrząc na to z punktu widzenia procesu, protokół stanu faktycznego nie zostanie załączony do pozwu. Zamiast tego, jeśli zajdzie potrzeba jego sporządzenia, sąd będzie musiał wydać komornikowi odpowiednie zarządzenie. A później czekać co najmniej kilka dni. Takie rozwiązanie jest nie tylko krokiem oddalającym postępowanie cywilne od kontradyktoryjności i zbliżającym je do inkwizycyjności. Będzie ono skutkowało także całkowicie zbędnym obciążeniem sądów dodatkowymi czynnościami i wydłużeniem postępowania. Jest to szczególnie zaskakujące w sytuacji, gdy deklarowane jest dążenie do odciążenia sądów z funkcji niezwiązanych z orzekaniem i do skrócenia postępowań.
Czego zabrakło w nowelizacji? Na pewno rozszerzenia możliwości stosowania protokołu stanu faktycznego. Jego popularyzacja mogłaby bowiem znacznie przyspieszyć postępowania przed sądem. Zamiast tego mamy jednak ograniczenie.
Brakuje wciąż jasnej regulacji dotyczącej łączenia spraw prowadzonych przeciw temu samemu dłużnikowi z tego samego majątku innego niż nieruchomość, ale z wniosku różnych wierzycieli i na podstawie różnych tytułów wykonawczych, w jedno postępowanie egzekucyjne.
Brakuje możliwości zawarcia ugody przed komornikiem. Co ciekawe, zamiast tego z wypowiedzi przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że komornik, który ustali z dłużnikiem wpłaty na zadłużenie, będzie mógł zostać ukarany odebraniem połowy lub nawet 70 proc. wynagrodzenia.
Z niewiadomych przyczyn utrzymano kwotę wolną od zajęcia w egzekucji z wynagrodzenia za pracę w wysokości najniższego wynagrodzenia. Jest to całkowicie nieuzasadnione, skoro np. w przypadku choroby, zdaniem ustawodawcy, do utrzymania i pokrycia kosztów leczenia wystarczy 80 proc. wynagrodzenia. Określenie wskazanej kwoty na poziomie zasiłku chorobowego, z jednej strony nie zagroziłoby egzystencji dłużnika, zaś z drugiej umożliwiłoby w rozsądnej perspektywie wykonanie licznych orzeczeń sądów nakazujących zapłatę długów w kwotach poniżej 10 tys. zł, tym bardziej że w 2017 r. kwota najniższego wynagrodzenia ma wynieść 2 tys. zł. Niestety, ustawodawca woli udawać, że skuteczna będzie egzekucja z innych składników majątku. A efekt tego jest taki, że państwo w realizacji swoich orzeczeń okazuje się w wielu wypadkach bezsilne. Jest więc państwem jedynie teoretycznym.
Niepokoi brak zmian art. 300 kodeksu karnego, które uczyniłyby z tego przepisu skuteczne narzędzie walki z nieuczciwymi dłużnikami, szczególnie w przypadku usunięcia rzeczy spod zajęcia.
No i wreszcie na koniec należy wspomnieć o tym, że projekt nie załatwia sprawy zdawałoby się oczywistej. Po wejściu w życie nowelizacji nadal będzie bowiem brakować przepisu pozwalającego komornikowi legitymować osoby podczas prowadzenia czynności. Co to oznacza? Ano to, że ktokolwiek, kto akurat znajdzie się na miejscu czynności, może podawać się za dłużnika i zachowywać w sposób, który spowoduje odebranie dozoru zajętych ruchomości. A komornik nie będzie miał możliwości zweryfikowania tożsamości takiej osoby. Podobnie zastany na miejscu czynności dłużnik może podać się za osobę trzecią.
Powyższa lista nie jest oczywiście zamknięta. Trudno oprzeć się wrażeniu, że projekt nie jest rewolucją. Zwiększa jedynie ograniczenia egzekucji i zaostrza kontrolę nad komornikami. Niestety, nie daje odpowiedzi na liczne bolączki egzekucji. Wydaje się, że autorom projektu zabrakło po prostu wiedzy o rzeczywistych problemach związanych z realizacją orzeczeń w sprawach cywilnych. Nasuwa się refleksja, że było to do przewidzenia, skoro do pracy nad projektem nie zaproszono praktyków i nie konsultowano go w toku przygotowań do publikacji.
Po wejściu w życie nowelizacji nadal będzie brakować przepisu pozwalającego komornikowi legitymować osoby podczas prowadzenia czynności. Co to oznacza? Ano to, że zastany na miejscu dłużnik wciąż będzie mógł podać się za osobę trzecią
Zamiast posłużyć się kategorią liczby dłużników, przeciw którym wszczęto postępowanie egzekucyjne w danym roku, projektodawca pozostał przy niefortunnej konstrukcji liczby wpływających spraw